niedziela, 21 września 2014

Rozdział 4 - Wizyta



Wróciłam! Mam nadzieję, że jeszcze ktoś to czyta... Długo mnie nie było, ale rekompensuję to dość długim rozdziałem ;)






    
Obudził ją trzask dochodzący z kuchni. Wstała szybko i ogarnęła do porządku dziennego. Włożyła czerwoną koszulę w kratkę, skórzane spodenki oraz złote sandały na małym obcasie. Włosy zostawiła rozpuszczone. Sięgnęła po małe pudełko leżące na szafce. W środku znajdowały się różnego rodzaju kosmetyki wysłane przez jej kuzynkę. Pomalowała usta jasnoróżową szminką, musnęła rzęsy tuszem, a następnie pomalowała paznokcie granatowym lakierem. Kiedy była już gotowa zeszła na dół do kuchni.
- Spóźniłaś się na śniadanie - powiedziała szeroko uśmiechnięta Olivia.
- Dużo mnie ominęło? - spytała równie uśmiechnięta Meg.
- Oprócz Susan rzucającą jedzeniem w Matta raczej nic - zaśmiała się cicho i podała przyjaciółce talerz z jedzeniem - Kanapka z rzodkiewką i szczypiorkiem. W lodówce znajdziesz jeszcze resztki świeżego soku z pomarańczy.
- Dzięki - wyjęła sok z lodówki. Wzięła szklankę oraz talerz i przeszła do jadalni. Olivia uczyniła to samo.
- A tak właściwie... Czemu się tak wystroiłaś?
- Idę do miasta - odparła biorąc kolejny kęs kanapki.
- Po co?
- Spotykam się z przywódcą tamtejszych łowców.
- Czyli same nudne sprawy.
      Do sali wszedł widocznie znudzony Matt. Zilustrował Meg i zrobił dziwną minę.
- Wybierasz się gdzieś?
- Chyba powinnam częściej się tak ubierać, bo wszyscy będą na mnie dziwnie patrzeć - uśmiechnęła się - Idę do miasta.
- Widzę, że humor ci dopisuje. Rzadko widzę cię w takim nastroju.
- Dałeś Derekowi śniadanie? - Olivia zmieniła temat a Matt tylko przytaknął.
- No właśnie. Matt skocz do wioski i kup naszemu gościu jakieś pożądane ubranie - podała mu kilka monet - Tylko nie wydaj na dziwki. - zażartowała.
- Nie muszę. Jedna to moja koleżanka - powiedział i wszyscy się zaśmiali.
- Dobra, ja już idę –Meg wstała wycierając usta - Uważajcie na siebie! –rzuciła wychodząc.

***

     Miasto to cudowne miejsce. Znajduje się tu mnóstwo wspaniałych budynków, choć większość z nich jest pusta. Zamiast sklepów na ulicach są stoiska z żywnością i ubraniami. Mimo to miasto wyglądało majestatycznie. Wielką uwagę przyciągały zarośnięte budynki wielkich korporacji, stare, zniszczone fontanny i pomniki oraz parki bogate w różnorodne rośliny.
- Meg? - usłyszała głos za plecami. Kiedy się odwróciła ujrzała niską dziewczynę z krótkimi, blond włosami i blizną na policzku - To naprawdę ty! - ucieszyła się - Nie pamiętasz mnie? To ja Emily. Byłyśmy przyjaciółkami w dzieciństwie.
- Pamiętam cię - uśmiechnęła się - Jak ty się potwornie zmieniłaś.
- Właśnie wracałam do domu. Może chciałabyś wpaść?
- Nie jestem pewna, czy mam czas...
- Nie daj się prosić. Długo u mnie nie będziesz.
- Niech ci będzie - odpuściła.
     Idąc w do domu dawnej przyjaciółki rozglądała się uważnie po mieście. Dawno tu nie była, mimo to nic się nie zmieniło. Westchnęła cicho. Wampiry zniszczyły życie wielu ludzi.
     Kiedy dotarły na miejsce usiadły przy dużym drewnianym stole. Emily przyniosła dwie szklanki soku i zaczęła rozmowę.
- Co sprowadza cię do miasta? - zapytała biorąc łyk pomarańczowego płynu.
- Interesy - rzekła krótko.
- W jakiej sprawie? - odpowiedziała jej cisza - Rozumiem, nie musisz mi wszystkiego mówić.
- Skąd masz tą bliznę na policzku? - spytała nieco skrępowana.
- Oberwałam podczas walki.
- Walki?
- Nie powinnam ci mówić, ale jesteś tu tylko przejazdem. Otóż jestem dowódcą tutejszych łowców.
- Przecież dowódcą był Erik - zdziwiła się.
- Skąd o tym wiesz?
- Chyba jeszcze nie wiesz o wszystkim. Jestem pierwszą łowczynią.
- Wybranką? Kto by pomyślał, że kolegowałam się z kimś takim.
- Byłam u was w bazie rok temu, ale cię nie widziałam
- Jestem nowa. Erik był dla mnie jak brat. Przyjął mnie do oddziału kilka miesięcy temu. Wytrenował mnie na dowódcę jeszcze przed tym zanim - urwała wycierając z policzka spływającą łzę.
- Zginął... - dokończyła za nią - Przykro mi.
- Był wspaniałym dowódcą i przyjacielem. Jeszcze muszę się wiele nauczyć - uśmiechnęła się słabo.
- Chcę dowiedzieć się jak stoi tutaj sprawa z wampirami - powiedziała patrząc jej w oczy.
- Ostatnio stały się bardziej śmiałe. Tak jakby się nie bały.
- Dowiedzieliśmy się, że mają jakiegoś sprzymierzeńca. Domyślasz się kto to może być?
Pokręciła przecząco głową.
- Miejmy nadzieje, że nikt groźny - Emily zabrała puste szklanki i włożyła Meg do ręki dziwny srebrny medalion na rzemyku.
- Co to? - spytała oglądając przedmiot.
- Talizman dzięki któremu wampir nie może zamienić osoby go noszącej i wyssać z niego krwi. Wiem, że u ciebie i tak jest to niemożliwe, ale komuś z twojej drużyny może się przydać.
- Czemu mi to dajesz?
- Erik prosił, żebym ci to przekazała. Będziesz tego bardziej potrzebować - uśmiechnęła się.

***


     Długa piesza droga dała o sobie znać i Meg była coraz bardziej zmęczona. Na nogach utrzymywała ją tylko myśl o dobrym jedzeniu i rozmowie z przyjaciółmi.
Weszła uśmiechnięta do środka i od razu skierowała się do kuchni. Zobaczyła tam jeszcze gorący rosół i od razu nalała sobie dużą porcję. Domyśliła się, że wszyscy są przy stole i nikt nie pomyślał by nalać zupy Derekowi, więc sama to zrobiła. Skierowała się w stronę jadalni i bez słowa postawiła dwie miski, po czym poszła do Dereka.
- Dzisiaj jesz z nami, mam dobry dzień - rzuciła wchodząc do środka.
Facet spojrzał na nią zdziwiony.
- Dostaję trochę taryfy ulgowej, czy to tak na chwilę? - spytał podejrzliwie.
- Okaże się - powiedziała stając w wejściu - To jak?
Chłopak wstał i ruszył za Meg bez słowa. Wszyscy widząc go spojrzeli badawczo na dziewczynę, a potem na Dereka siadającego obok niej, ale nic nie powiedzieli.
- Jak długo zamierzacie mnie tu trzymać? - Derek przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu.
- Tak długo jak trzeba - odpowiedziała mu Meg nie przerywając posiłku.
- Moglibyście chociaż powiedzieć jak macie na imię - spojrzał na innych bezczelnie.
- A co cię to obchodzi? - warknął Matt.
- Matt - Olivia spojrzała na niego gniewnie - Zachowujesz się jak szczeniak - spojrzała na Dereka - Jestem Olivia, to jest Matt, Anna, Clara i Susan - wymieniła wszystkich po kolei.
- Macie w drużynie tylko jednego faceta? - zapytał poważnie.
- Zdziwiłbyś się jak bardzo dziewczyny są... - nie skończyła, gdyż po całej bazie rozległ się alarm. Wszyscy rzucili się do wyjścia biorąc ze sobą broń. Po wyjściu zobaczyli wielkie, czworonożne, włochate zwierzęta i stojące obok nich wampiry. Meg czuła jak serce podchodzi jej do gardła.
- Wilkołaki.

Margaret :*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz